AnimeFans

Witamy na forum o M&A ^_^


#1 2006-04-22 11:36:37

Mirnar

Daimyo

Skąd: Gdzieś, lecz nie wiadomo gdzie
Zarejestrowany: 2006-04-18
Posty: 393
Punktów :   

Postapokaliptycznie.

"<tu wpisz nazwę, ja jeszcze nie wiem >"




Otworzyła dłonie wysypując na stół kości. Małe, białe kosteczki. Kiedyś należały do jakiegoś małego gryzonia.
Może szczura.
Może wiewiórki.
Dziś to już nie ważne. Dziś były zapłatą, o tak.
Człowiek-kruk uważnie obejrzał je, zanim schował do swej sakwy. Nieznacznie skinął głową. Interes został ubity.
Chwyciła szybko miecz i przycisnęła go do siebie. Tak, już tak niewiele jej brakuje…Następny był duch źródła. Z nim sprawa łatwiejsza. Wyszła z jaskini kruka w pośpiechu. Idąc przez ciemny las nuciła coś pod nosem.
Może pobożną pieśń, by bóstwa chroniły ją w drodze poprzez mrok.
Może zwykłą melodię zasłyszaną niegdyś w radiu.
Dziś to już nie ważne. Dziś była tylko mruczeniem brudnej dziewczyny w łachmanach, kroczącej samotnie przez las.
U źródła zrzuciła szmaty w które była okryta i weszła powoli do wody. W rękach trzymała miecz. Był piękny. Długie srebrne ostrze z misternie zdobioną głownią. Błękitnymi kamieniami. Błękitnymi niczym niebo tuż po letniej burzy. Albo i przednią. W toksycznym świecie, jej Teraz, dawno nie było już burz.
Rozejrzała się, intonując inwokację Wody. Powierzchnia rzeki zafalowała, kolorowe plamy benzyny zatańczyły pod jej słowami. Duch źródła przybył na żądanie. Był już stary i słaby. Dawno przestano składać mu ofiary ze słodkiej krwi, z zimnych nieczułych ostrzy. Część broni którą dostał wyłowiono. Część broni skorodowała i rozsypała się na zielony proch pod stopami samurajskich wojsk Ostatniego Batalionu. Część…nie warto rozprawiać nad przeszłością. Duch przybył, odebrał miecz, posilił się krwią dziewczyny. Ona dostała w zamian złoty pierścień. Odrobinę zniszczył się wraz z upływem czasu. Woda nie potrafiła go jednak unicestwić.
Była coraz bliżej celu, a jej dusza radowała się niczym ptaki wiosną. Pamiętała by nie wsadzić pierścienia na palec – z uśmiechem zawiesiła go na rzemieniu, który wsiał na jej szyi. Ubrała się szybko, aby potem znów ruszyć w drogę.
Tułała się już tak …ile? Sama do końca nie była pewna. Stanowczo zbyt długo. Była jednak coraz bliżej celu…tak blisko…Pierścień miał trafić do Twierdzy. Bała się tej wymiany. Nie bała się mrocznych wież, ciemnych okien, kamiennych korytarzy ani ponurych komnat tchnących świetnością Dawnych Czasów…bała się wymiany. Samego jej aktu. Miała dostać coś niebezpiecznego. Coś, albo nic. Nie była pewna co bardziej ją przerażało – wymiana na Obsydianową Rękę czy raczej otrzymanie w zamian za pierścień niczego. Pierścień. Zwykły złoty pierścień. Nie taki zwykły – poprawiła się w myślach - pamiętała przestrogę sędziwej samurai-ko, wypowiedzianą tuż przed śmiercią – nie dotykać go pod żadnym pozorem…
Może skrywał wejście do innego świata.
Może był przeklęty klątwami Dawnych Czasów.
Dziś to nie grało roli. Był towarem. A musiał mieć swoją wartość skoro dostawała za nią Rękę.
Jej wędrówka trwała długo. Szła i szła, poprzez „blask” dnia i ciemność nocy. Dni i noce były do siebie podobne. Pani Słońce dawno przestała ich zaszczycać swą obecnością. Drzewa i kwiaty, wszystko prawdziwe wtedy umarło. Pozostały tylko marne wspomnienia drzew i kwiatów szukające światła halonowych lamp dawno nie istniejących miast. Żółta sucha trawa i pył towarzyszyły jej przez większość drogi. Jadła to co znalazła wśród drzew. Nie miała już jakiejkolwiek broni ani narzędzi, dawno wymieniła je na coś innego, toteż musiała zadowolić się surowym mięsem dwugłowego jelenia, niewprawnie oddzielonym od kości za pomocą zębów i paznokci. Nie był duży. Miał za to duże jaśniejące oczy. Tak łagodnie na nią spoglądał, kiedy zbliżała się z ostrym kamieniem. Poroże również było piękne. Zabrała by je ze sobą, lecz było za ciężkie. Kiedyś był duchem lasu. Co noc stawał się duchem niebios. Teraz był wynaturzeniem. Mimo to, jako, że była wychowana w kulcie przodków, przeprosiła jego ducha kilkoma niewyszukanymi strofami. Dzięki jego mięsie nabrała sił. To było najważniejsze.
Minęło 12 dni i nocy. Cały czas wiedziała dokąd idzie. No może nie cały.
Zgubiła się.
Raz.
Czy nawet dwa razy.
Twierdza była coraz bliżej. Tylko kilka staj. Gdyby puściła się biegiem…ale nie zrobiła tego. To byłoby głupie – w jej wieku. Miałaby teraz gempukku. Byłaby dorosła. Gdyby miała klan. Gdyby gdzieś przynależała. Jest jednak samotna. Nie może o tym zapomnieć. Przyspiesza jednak krok.... CDN

Offline

#2 2006-04-22 12:19:40

Mirnar

Daimyo

Skąd: Gdzieś, lecz nie wiadomo gdzie
Zarejestrowany: 2006-04-18
Posty: 393
Punktów :   

Re: Postapokaliptycznie.

CD. Nastąpił Narazie nie wiele, ale rzuci trochę więcej światła na postać.

Przed nią Twierdza. Ciemne mury. Nie zawsze takie były. Kiedyś były piękne, jasne. Wokół kwitnące wiśnie. Z błękitnym morzem na wschodzie. To prawda, że niepokoje przychodzą z zachodu… Dumni samurajowie strzegący tego domu…Upadli, wszyscy oni upadli. Zapewne włóczą się teraz jako kyonshii, napadając na bezrozumnych wieśniaków…
Rozmyślania przerwał jej świst cięciwy. Odruchowo wyciągnęła przed siebie rękę, łapiąc strzałę w locie. Była długa, z białymi lotkami (kiedyś, teraz pióra są stare i brudne, noszą ślady zakrzepłej wieki temu krwi) i ciemnym ostrzem. Podniosła głowę w stronę strzelającego. Samuraj. Na szarym, brudnym kimonie mony Lisa. Kimono jest wyraźnie za duże na starego samuraja.
- Czego tu chcesz, dawno skończyliśmy rozdawać żywność…-rzucił z obrzydzeniem, na widok jej zniszczonych szat
- Nie przyszłam to do ciebie starcze –odparła godnie. Nie było miejsca na subtelności, mężczyzna nawet nie był tym, za kogo się podawał. – prowadź do tutejszego Daimyo.
- A kim jesteś, że się tu tak szarogęsisz? – spytał z powątpiewaniem.
- Nazywają mnie Amai. Tyle ci wystarczy.
- A nazwisko jakieś masz?
- Matsu. Matsu Amai. Prowadź.


(Matsu - rodzina bushi z klanu Lwa, którą władały kobiety)

Offline

#3 2006-05-27 18:24:42

Mirnar

Daimyo

Skąd: Gdzieś, lecz nie wiadomo gdzie
Zarejestrowany: 2006-04-18
Posty: 393
Punktów :   

Re: Postapokaliptycznie.

Starzec wyprowadził ją na dziedziniec Twierdzy. Przypominała ciało dawno zabitego lwa zżeranego od środka przez robaki - martwa i monumentalna z zewnątrz, pełna życia w środku. Tu i tam pororzucane były ogniska, przy których obozowali ludzie...chociaż ludzie to zbyt górnolotne określenie... tak, o wiele lepiej pasuje - cienie... tym się stali. Nie bez emocji patrzyła na wychudłe dzieci bawiące się z wygłodniałymi psami. Na zasuszone staruszki kszątajace się przy maleńkich kociołkach. Wszyscy obozowali jednak na dziedzińcu, nikt nie odważył się zamieszkać wewnątrz Twierdzy. Amai ze zdziwieniem stwierdziła, że są tu szczęśliwi. Mimo niemiłosiernego głodu, dziwnych mutacji i śmierci większości dorosłych, poległych w tak wielu bitwach.
Przypomniała sobie dzień, w którym opuściła dom. A właściwie jego zgliszcza. Z trudem wygrzebała z ruin co się dało, i odeszła. Wolała nie oglądać się za siebie, nie patrzeć na martwych braci, siostry, matkę. Nadal jednak, gdy tylko zamknęła oczy, widziała rozwleczone trupy spoglądające na przyszłość ze zdziwieniem... Nigdy tego nie zapomni. I nie wybaczy.

Ostatnio edytowany przez Mirnar (2006-05-27 18:28:57)

Offline

#4 2006-05-27 18:43:14

Gumniak

- chan

Zarejestrowany: 2006-05-27
Posty: 3
Punktów :   

Re: Postapokaliptycznie.

No pięknie, dziewczę, już Ci mówiłam

Offline

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
GotLink.pl